piątek, 25 stycznia 2013

Izrael żyje wyborami a Radom sondażem...

Dzisiejsza notka będzie się składała z dwóch części tej bardziej lokalnej i tej bardziej międzynarodowej.
Radom od kilku dni żyje sondażem "Homo Homini" dla "Dziennika Gazety Prawnej". W artykule pt. „Wojny polsko-polskiej na szczeblu lokalnym brak” gazeta omawia wyniki sondażu Homo Homini, w którym zapytano mieszkańców czterech dużych miast: Częstochowy, Lublina, Radomia i Wrocławia czy zagłosowaliby na urzędującego prezydenta miasta, gdyby wybory odbyły się teraz. Miasta te wybrano świadomie, bowiem prezydent Częstochowy  reprezentuje SLD,  Lublina – PO, Radomia – PiS, a Wrocławia jest bezpartyjny.
Z sondażu jasno wynika, że obecni prezydenci miast cieszą się sympatią nawet osób sympatyzujących z innymi, mocno przeciwstawnymi opcjami politycznymi.
Gazeta zauważa, że co trzeci zwolennik PiS chętnie głosujący na kandydata PO z jednej strony i co piąty wyborca Platformy gotowy zaufać kandydatowi PiS z drugiej to relacje nie do pomyślenia na szczeblu centralnym, lecz możliwe właśnie w samorządach.
Mimo to wyniki przeprowadzonych przez Homo Homini badań zmogą zaskakiwać.  Na prezydenta Lublina (PO) gotowych jest zaglosować 1/3 zwolenników PiS i aż 3/5 SLD. Z kolei na prezydenta Radomia (PiS) swoje głosy oddałby nawet co piąty zwolennik PO, 2/5 przepytanych przedstawicieli elektoratu SLD oraz wszyscy (!) przebadani radomscy zwolennicy Ruchu Palikota.
Gazeta podsumowuje swoje badania w następujący sposób:
Zdaniem ekspertów wielu z obecnie rządzących liderów samorządowych jest silnych słabością swoich potencjalnych przeciwników lub ich kompletnym brakiem. Dlatego większość z nich może być spokojna o reelekcję w przyszłorocznych wyborach, nie obawiając się przy tym rozgrywek partyjnych na szczeblu centralnym. 
Ja mam na ten temat trochę inne zdanie niż gazeta. 
Może po prostu mieszkańcy Radomia i innych badanych miast kierują się innymi względami oddając głos w wyborach samorządowych (zwłaszcza tymi na prezydenta miasta gdy się oddaje głos przede wszystkim na osobę), a innymi głosując w wyborach parlamentarnych (gdzie znaczna część osób głosuje najpierw na partię a dopiero na osobę).
Radom, Radomiem a w Izraelu odbyły się wybory parlamentarne, które mogą znacząco zmienić sytuację międzynarodową na Bliskim Wschodzie. 
W Izraelu ścierały się dwa niejednorodne bloki polityczne: centroprawicowy oraz centrolewicowy.
Ordynacja wyborcza jaką stosuje się w Izraelu a właściwie 2% próg wyborczy powoduje że tradycyjnie liczba frakcji w Knessecie jest duża. Tym razem jest ich aż dwanaście.
Najwięcej mandatów zachowała koalicja dwóch partii stanowiących trzon bloku rządowego czyli centroprawicowego Likudu premiera Benjamina Netanyahu i prawicowego, popieranego głównie przez Żydów z byłego ZSRR przybyłych na początku lat 90. do Izraela, Yisrael Beiteinu (Nasz Dom Izrael) szefa dyplomacji Avigdora Liebermana (31 ze 120 miejsc w Knessecie).
Niespodziewanie drugie miejsce zajęła Yesh Atid (Partia Przyszłości)- partia liberalna i skrajnie antyreligijna, której lider Yair Lapid powtórzył sukces swojego ojca sprzed 10 lat (19 mandatów), także wprowadzając sporą grupę deputowanych nowopowstałej partii do Knessetu. W 2003 roku Tommy Lapid na czele partii Shinui (Zmiana) o podobnej ideologii co Yesh Atid osiągnął wprowadził 15 deputowanych do Knessetu i został wicepremierem i ministrem sprawiedliwości.
Trzecie miejsce zajęła odbijająca się od dna największa partia lewicowa czyli HaAvoda (Partia Pracy) z 15 mandatami. Kolejne 3 miejsca zajęły frakcje radykalnie prawicowe: skrajnie nacjonalistyczny Żydowski Dom (12 mandatów) i dwie partie reprezentujące religijne środowiska ultraortodoksyjne (Szas reprezentujący ultraortodoksyjnych Żydów sefardyjskich czyli przybyłych do Izraela z krajów Płw. Iberyjskiego, Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej zdobył 11 mandatów a Zjednoczony Judaizm Tory reprezentujący ultraortodoksyjnych Żydów aszkenazyjskich czyli przybyłych z Europy bądź Ameryki Północnej zdobył 7 mandatów).
Pozostałe 6 partii, które znalazły się w Knessecie to: nowopowstała centrowa partia Hatnuah (Zgromadzenie) z 6 mandatami, socjalistyczny Meretz (Energia), który także zdobył 6 mandatów, komunistyczny żydowsko-arabski Hadasz niezmiennie z 4 mandatami, tę listę zamykają niewielka bo 2 osobowa reprezentacja centrowej Kadimy w Knessecie (w poprzednich wyborach zajęła 1. miejsce) oraz dwupartyjna reprezentacja izraelskich Arabów (Zjednoczona Lista Arabska-Arabski Ruch Odrodzenia z 5 deputowanymi i Narodowe Zgromadzenie Demokratyczne z 3).
Moim zdaniem w tych wyborach dość łatwo można wskazać osobę która jest największym zwycięzcą i największym przegranym. Co ciekawe jest to jedna i ta sama osoba. Jest nią Yair Lapid. Zwycięzcą a mianowicie dlatego że odniósł sukces stając się poniekąd izraelskim Januszem Palikotem (nawiązując zarówno do poglądów jak i błyskawicznego rozwoju partii i wyniku wyborów). Chociaż tak naprawdę to dla Janusza Palikota przykładem powinien być ojciec Yaira Lapida Tommy Lapid. Wracając do tematu, z kolei największym przegranym gdyż mimo takiego sukcesu prawdopodobnie (inaczej niż ojciec) pozostanie tylko i wyłącznie liderem opozycji a zdobycie przez cały blok centroprawicy tylko jednego mandatu mniej mogłoby się gremialnie przyczynić do całkowicie innego obrotu sprawy w tej kwestii.

Czy za to poświęcenie kochają go wszyscy Radomianie?

Yair Lapid- największy przegrany czy największy wygrany?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz